Sytuacja rynku ukraińskiego po dwóch latach wojny
22.02.24
Udostępnij
Agresja Rosji na Ukrainę przyniosła szereg konsekwencji politycznych, militarnych czy społecznych, wpływając na losy milionów ludzi. W czasie trwającej wojny, również przedsiębiorcy i inwestorzy zmagają się z szeregiem wyzwań, które stawia przed nimi ta trudna sytuacja.

Tuż przed drugą rocznicą rosyjskiej agresji na Ukrainę swoimi doświadczeniami i obserwacjami na temat rynku ukraińskiego dzieli się Sylwia Krasoń-Kopaniarz, dyrektor zarządzająca rozwojem międzynarodowym w Grupie Impel, prezes zarządu Impel Ukraina.
Czy po 2 latach od rozpoczęcia wojny zaczynają pojawiać się nowe inwestycje?
Dopóki trwa wojna, to trudno mówić o dużych inwestycjach zagranicznych, np. takich związanych z budową fabryki, czyli inwestycjach w nieruchomości z dużymi nakładami CAPEX-owymi (wydatki kapitałowe). Mamy nadal do czynienia ze stałym zagrożeniem, ponieważ w każdej chwili dana nieruchomość czy fabryka może być zbombardowana. Niestety trudno przewidzieć, gdzie i kiedy uderzą rosyjskie rakiety.
W zeszłym roku odwiedzałam na Ukrainie firmę produkcyjną, przynależącą do międzynarodowej grupy, która została ostrzelana 2 miesiące wcześniej. W wyniku tego obstrzału zginęło kilku pracowników oraz zostały uszkodzone linie produkcyjne i konstrukcyjne części hali produkcyjnej. W takiej sytuacji najczęściej mamy do czynienia z następującym algorytmem: firmy produkcyjne muszą przerwać proces produkcyjny, co wiąże się z dużymi kosztami, w skrajnym wypadku firma nie jest już w stanie podnieść się po takim wydarzeniu. Następnie zupełnie inaczej zaczynają podchodzić do wojny, bo dotknęła ich konkretnie. Zarządzający wprowadzają znacznie surowsze niż uprzednio procedury bezpieczeństwa oraz ścisłe ich przestrzegają, co z kolei silnie zaburza proces produkcyjny i automatycznie powoduje wzrost kosztów działalności. Z uwagi na zaistniałe zniszczenia z reguły firmy te muszą zredukować produkcję, a co za tym idzie zmniejszyć zatrudnienie np. o 50 %. To z kolei wpływa na sytuację w danym mikroregionie, szczególnie, gdy kwestia dotyczy firm zatrudniających powyżej 500 pracowników.
Nowi, potencjalni inwestorzy z dużą uwagą obserwują – nazwijmy to – przypadkowość bombardowań i wyciągają wnioski.
Co prawda w połowie ubiegłego roku zaczęły pojawiać się pierwsze produkty ubezpieczeniowe i gwarancje, które pozwalają na zabezpieczenie inwestycji i eksportu oraz uwzględniają już – jako ryzyko podlegające ubezpieczeniu – wojnę w Ukrainie. Jednak w mojej ocenie nie należy liczyć na masowe inwestycje. Wcześniej każda inwestycja była realizowana przez przedsiębiorców na własne ryzyko, a jak wiadomo biznes to nie jest pomoc humanitarna. Inwestorzy w krótszej czy dłuższej perspektywie liczą na zwrot z inwestycji, dlatego obecnie zachowują się bardzo ostrożnie.
Kto inwestuje w czasie wojny na Ukrainie? Jakie są strategie działania inwestorów na tym rynku?
Działalność zagranicznych firm na rynku ukraińskim podzieliłabym na trzy typy. Pierwszy z nich to firmy, które były tu obecne przed rozpoczęciem wojny. Znacząca większość z nich została, decydując się kontynuować swoją działalność po chwilowym zawieszeniu na samym początku wojny. Częściowo firmy te zrobiły to, aby pokazać swoją solidarność z Ukrainą i zapewnić źródło dochodu swoim ukraińskim pracownikom w trudnych warunkach wojny. Zostały też ze względów biznesowych, bo nie jest łatwo wycofać się z projektów, w które uprzednio zainwestowano znaczące środki finansowe, ale też trudno przemieścić linie produkcyjne, czy istniejącą infrastrukturę do innego kraju.
Druga grupa to firmy zajmujące się handlem, eksportem, importem produktów potrzebnych ukraińskiej gospodarce tu i teraz, za które Ukraina jest gotowa zapłacić. Są to bardziej dostawcy z zagranicy, a nie inwestorzy. Ta część gospodarki wykazuje się znaczącą aktywnością i jest regulowana zgodnie z zasadami z rynkowymi zasadami popytu-podaży, przy czym widać jak ewoluuje zapotrzebowanie na towary czy usługi w zależności od okoliczności. Przykładem był bum na zakup generatorów, gdy w ostatnim kwartale 2022 roku regularnie bombardowana była infrastruktura energetyczna i całe miasta pozbawione były prądu.
Trzecia grupa to nowi inwestorzy, np. fundusze czy firmy, które są gotowe zaryzykować pewną ilość pieniędzy, gdyż z jednej strony chcą pokazać swoje wsparcie dla Ukrainy, a z drugiej liczą, że zyskają przewagę nad konkurencją, która czeka do zakończenia konfliktu. Z moich obserwacji jednak wynika, że ich zachowanie jest dość ostrożne. Deklarują duże, nawet miliardowe inwestycje, ale plany inwestycyjne są mocno oddalone w czasie i rozpisane na wiele lat. Na starcie firmy te są gotowe zaryzykować zdecydowanie mniejszą kwotę, a z resztą czekają do końca wojny. Innymi słowy – spółki zaczynają działalność projektową, która stanowi stosunkowo niewielką część z całości budżetu inwestycyjnego. Jeżeli nie będzie perspektywy krótkiej wojny, to sam etap planowania będzie rozciągał się w czasie.
Z jakimi ryzykami mają do czynienia inwestorzy oprócz tego oczywistego, jakim jest stałe zagrożenie bombardowaniem?
Dla przedsiębiorców produkujących na eksport ogromnym problemem jest sytuacja, gdy nie mogą wywieźć swoich produktów i zrealizować podjętych zobowiązań. To bardzo duże ryzyko biznesowe, którego właściwie nie można zdywersyfikować, bo w czasie wojny nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi jakieś zatrzymanie.
Od początku wojny z ogromnym problemem mierzą się firmy, które uprzednio eksportowały drogą morską, np. metalurgia czy sektor agrarny. Gdy Ukraina straciła dostęp do eksportu morskiego, całe sektory gospodarki niosły straty liczone w milionach dolarów. Przeniesienie całości eksportu kraju na kolej czy logistykę drogową, po pierwsze było nierealne z uwagi na wolumeny, a po drugie o wiele droższe, co sprawiało, że firmy notowały straty. Dodatkowym negatywnym efektem jest to, że firmy te nie mogły terminowo realizować swoich zobowiązań, przez co traciły klientów, którzy potrzebowali zakontraktowanego towaru tu i teraz. Opóźnienia niosły ryzyka kar umownych i ryzyka zmiany kursów walut rozliczeniowych.
Kolejnym poważnym problemem jest deficyt kadr, głównie specjalistów. Mówi się, że w czasie wojny z Ukrainy wyjechało nawet 10 milionów ludzi, co stanowi praktycznie ¼ całej populacji. Na taki krok często decydowały się osoby posiadające wykształcenie i pieniądze, najczęściej aktywne zawodowo. Wśród tych, którzy zostali znaczny procent stanowią osoby starsze i dzieci, czyli na ukraińskim rynku pozostało relatywnie mało tych osób, które mogą pracować. To z kolei wpływa na istotny wzrost wynagrodzeń. Dodatkowo rynek został wydrenowany ze specjalizacji zawodowych: murarzy, dekarzy, płytkarzy, czy spawaczy, bo są oni rekrutowani do armii i wysyłani na front, częściej niż inne kategorie zawodowe. Pracownicy metalurgii, sektora energetyki czy banków są uważani za profesje uprzywilejowane, strategicznie ważne dla gospodarki kraju, a mężczyzn zatrudnionych w tych sektorach nie dotyczą kolejne pobory.
Jak wygląda obecnie rynek FM na Ukrainie?
Od początku wojny rynek FM znacząco skurczył się, choć nawet przed wojną był on zdecydowanie mniejszy niż w Polsce. Szacuję, że w czasie wojny rynek FM na Ukrainie zmniejszył się nawet o 50 %. Wynika to przede wszystkim z faktu, że głównym zagłębiem dla FM był wschód Ukrainy. Tam były ulokowane holdingi przemysłowe, które zarządzały biznesem w sposób nowocześniejszy, wydzielając w outsourcing szereg usług. Teraz, gdy na wschodzie jest główna koncentracja działań wojennych, największe huty czy kopalnie ograniczyły wydobycie i produkcję, a czasem, jak w przypadku jednego z największych zakładów metalurgicznych, jakim był Azowstal w Mariopolu – po prostu przestały istnieć. Ten fakt oraz poprzednio wspomniane problemy z eksportem drogą morską, zaskutkowały presją na maksymalne ograniczenie kosztów pośrednich, przez co drastycznie zmniejszyły się budżety wydzielane na usługi FM, często o 50-60 % od dowojennej wartości usług. Cały rynek FM przesunął się na zachód Ukrainy i tam poszukuje zleceniodawców – wśród banków, firm produkcyjnych, sieci handlowych.
Zgodnie z naszym doświadczeniem, jako firmy działającej od lat na rynku ukraińskim – nawet teraz możliwe jest utrzymanie parametrów biznesowych na dobrym poziomie. Wymaga to jednak przedefiniowania modelu biznesowego, stałej dbałości o płynność finansową biznesu i bardzo szybkiej adaptacji do zmieniających się warunków rynkowych, w tym nadążaniu za oczekiwaniami klientów.
Powiązane artykuły



